środa, 6 kwietnia 2011


Niepierwszy i nieostatni raz żądza władzy niweluje wszystko co dobre w czyimś życiu. Dobro pod postacią rodziny, która zawsze kojarzy się nam z ciepłem, miłością, akceptacją. Lecz nie tu, nie w rodzinie Essenbecków. Członkowie tej rodziny mogliby zawstydzić nie jednego przestępce swoimi knowaniami i intrygami. Ich tajemnice nie powinny nigdy ujrzeć światła dziennego.

Zmierzch bogów to polska prapremierowa adaptacja nominowanego do Oscara scenariusza będącego podstawą jednego z najważniejszych filmów w historii kina. Reżyser i współautor tekstu - Luchino Visconti - stworzył kameralną, mrocznie perwersyjną opowieść o upadku wielkiego niemieckiego rodu von Essenbecków w momencie narodzin faszyzmu, w międzywojennych Niemczech. Teatralna adaptacja tej historii - łącząca klaustrofobiczną historię zmierzchu mieszczańskiej rodziny z brutalnością i krwawą żądzą władzy zawartą w szekspirowskim Makbecie - jest próbą zadania najistotniejszych, ponadczasowych pytań: o człowieczeństwo, władzę, rodzinę. Pytań, które były ważne i w latach trzydziestych, i podczas powstawania filmu, i które równie ważne są także dzisiaj. [źródło strona teatru]

W pierwszym momencie widzimy nazistowską otoczkę, jednak wydaję mi się (co również było podkreślane na spotkaniu Dyskusyjnego Klubu Teatralnego), że to właśnie te więzi rodzinne wysuwają się na tor główny. Sprzeczki, domniemania, knowania, intrygi - wszystko to pośrodku jednego niemieckiego rodu.

Wyrażając poparcie dla Hitlera w przededniu rozpoczęcia II wojny światowej ród liczy na wpływ na wydarzenia w kraju. Chwilę później ginie głowa rodziny, zamordowany po cichu mężczyzna jest początkiem walki między członkami rodziny. Spiritus movens całej sprawy to głównie niepohamowane żądze, pragnienia i egoistyczne pobudki i oczywiście postać Fridricha Bruckmanna (Mariusz Bonaszewski) manipulowanego przez Sophie von Essenbeck (Dorota Kolak). Cała sytuacja podsycana przez kuzyna Aschenbacha (Mirosław Baka) człowieka umiejętnie grającego na ambicjach i lękach nabiera zupełnie innego znaczenia, ponieważ firma, o którą toczy się bój, trafia w ręce zdesperowanego i zupełnie poddanego Aschenbachowi Martina.

Bardzo dobrze oglądało mi się ten ludzki dramat na scenie. Czemu mówię dramat? Nie mogę inaczej nazwać tego, co robiła ta rodzina. Jak bardzo zatraciła się w swoich marzeniach i knuciach, jak gdzieś po drodze pogubiła wartości moralne, przywiązanie do rodziny. Jednak tutaj nie można mówić o żadnym przywiązaniu, ten ród już taki jest. Głównie Sophia, jak dla mnie świetnie zagrana przez Dorotę Kolak, kobieta potrafiąca owinąć wokół palca mężczyznę, by ten spełniał jej zachcianki. Kobieta potrafiąca zaplanować wszystko tak, aby szło po jej myśli. Równie mocno podziwiam rolę Mirosława Baki, bardzo stanowczego, a jednak działającego w ukryciu, "nikomu nie szkodząc". Całość oceniam wysoko, ponieważ zarówno pomysł jak i wykonanie jest bardzo dobre, widać wiele pracy, wysiłku, a także nadania postaciom takiego wyglądu i charakteru, aby z daleka można rzec "Aha, to ten z rodu von Essenbachów".

Polecam fanom spektakli, wielbicielom trudnych sporów, dewiacji społecznych, ciężkich charakterów w rodzinie (w końcu ktoś tą czarną owcą musi być) oraz tym, którzy mają ochotę obejrzeć dobry spektakl i dobrą grę aktorską.

Spektakl mogłam obejrzeć dzięki współpracy z Radiem VILO w mojej szkole.

____________________________________________________________________________
Zachęcam gorąco i polecam uczestniczenie w DKT, gdzie można porozmawiać z aktorami, reżyserem i zadawać pytania, dyskutować. Najbliższy DKT odbędzie się 19 kwietnia po spektaklu "Pan Tadeusz".

0 skomentuj:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz, nie zawsze dam radę na nie odpisać, lecz każdy z nich ma znaczenie.