wtorek, 28 grudnia 2010

Mogłoby się rzec, że kulinarna strona powieści jest dopełnieniem romantycznej historii. Sądzę jednak, że to właśnie miłosna historia jest dopełnieniem kulinarnej strony. W końcu, mamy pokochać Wenecję, nie Marlenę i Fernando.

Pokochać to mało powiedziane. Wenecja jest jak Księżniczka, niby irytuje, lecz nie możesz przestać o niej myśleć. Wracasz do niej myślami, by w końcu na zawsze pozostać w jej ramionach. Zauroczenie, miłość od pierwszej strony, pierwszej opowieści o słonecznym mieście - to właśnie dzieje się z czytelnikiem, gdy zapragnie poznać "Tysiąc dni w Wenecji". Niech nie zgubi was zachęta na tyle okładki, niech nie przestraszy was nawiązka do romansu. Bowiem książka ta ma w sobie o wiele więcej niż może się wydawać. A przede wszystkim, szykujcie się na chęć natychmiastowej zmiany miejsca zamieszkania. Któż by się oparł tak pięknym urokom?

Wrażenie prażącego słońca, niebiańskich zapachów, a już nawet wyśmienitej uczty nie ominie was przez całą powieść. Głębokie spojrzenia, czułe gesty, zarazem miłość tryskająca zewsząd. Powolnie płynący czas, inna mentalność włochów, ich tradycje i zachowanie. Cudowne opisy targów, pichcenia, włoskich obyczajów czy podróży włoską gondolą. I aż mnie dziw nie bierze, że i Marlena dała się skusić na bogactwa płynące z tego cudownego miejsca. Gdybym i ja miała taką okazję, wnet rzuciłabym wszystko by samej poznać uroki weneckiego życia.

Bohaterka rzuciła wszystko, w kwiecie wieku, gdy dzieci odchowane, gdy ustabilizowała się i wyremontowała mieszkanie nagle, podczas swoich kulinarnych podróży, poznaje Fernanda, wenecjanina, w którym zakochuje się bez pamięci. Gdzie tu ukryte "rzuca wszystko"? A no, sprzedaje mieszkanie, pakuje manatki i przeprowadza się z Ameryki do Wenecji. Dość śmiały plan, nieprawdaż? Nie zna ukochanego, nie wie nawet w jakich warunkach on mieszka. Lecz, gdy w grę wchodzi prawdziwe uczucie dlaczego zastanawiamy się nad dobytkiem? Przecież, nie zakochujemy się w domie, lecz w osobie. I tak właśnie uczyniła Marlena.

Ich związek jest dojrzały, trochę idylliczny, wręcz można powiedzieć bajkowy. W pewnym momencie życia spotykają się i gotowi są rzuci się w żar uczucia tak szybko zrodzonego między nimi. I tu nie chodzi, kto jest w gorącej wodzie kąpany. Otóż nie, oboje są dorośli, przeżyli swoje i już wiedzą, czego pragną od życia. Wchodząc w ten związek są w zupełności świadomi konsekwencji, a przede wszystkim daru, jaki za sobą niesie. Autorka pokazuje, że miłość nie tylko płata figle, lecz  potrafi nadal być romantyczna, niespodziewana, dojrzała i pełna tajemniczych gestów. Czasem gesty wyrażają więcej niż tysiąc słów.

Odchodząc od wątku miłosnego, a wróciwszy do Wenecji, nad którą teraz się tak rozpływam, muszę powiedzieć, że zmyślnie wprowadzone opisy potraw kulinarnych, zabytków czy zwykłego, codziennego życia wenecjan powoduje tak warstwę realistycznej otoczki, która bardzo mi się podobała. Zapachy to mi ze strony wychodziły powodując takie burczenie w brzuchu jak nigdy. Cudowne opisy zabytków, miejsc, ulic, po których poruszają się bohaterowie czyni tą powieść wyjątkowo wciągającą. Autorka opisuje to wszystko z taką miłością, iż w końcu i my czujemy wszystkie emocje równie głęboko co ona.

Jestem zauroczona, wyjątkowo chętna do opuszczenia domu (nawet w tej chwili!) jak nigdy dotąd. Zaskoczyła mnie ta powieść bardzo i gorąco polecam ją wszystkim do czytania. Zaznaczam jednak, aby nie czytać jej na pusty żołądek. Ssanie będzie nie do wytrzymania. Dodam jeszcze tylko, że słówka włoskie to wspaniałe dodatki sprawiające wyjątkową atmosferę powieści.

„Życie we dwoje nigdy nie oznacza, że wszystko dzieli się na pół. Trzeba na zmianę dawać i brać, raz więcej, raz mniej. To nie to samo, co zgoda na zjedzenie kolacji poza domem, kiedy nie ma się ochoty wychodzić, ani ustalanie, kto tego wieczoru będzie masowany olejkiem z nagietka. W życiu pary zdarzają się okresy, które moim zdaniem przypominają nieco nocną wartę. Jedna osoba czuwa, często bardzo długo, i zapewnia spokój drugiej, która dzięki temu może nad czymś pracować. Nad czymś co jest ciężkie i najeżone kolcami. Jedna osoba wchodzi w ciemność, a druga pozostaje na czatach, by sprawować pieczę.”
Wydawnictwo: Literackie; str. 306; język oryginału: angielski; ocena ogólna: 5/6; ocena wciągnięcia: 5/6;

22 skomentuj:

  1. Mam na półce, tylko nie wiem kiedy znajdę czas na nią ;) a jedną z książek mam nawet z dedykacją Pani Marleny ;P tak się pochwalę :P a co... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak znajdę w bibliotece to z chęcią przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Isabelle, jest się czym chwalić! Czyżbyś zdobyła go na targach?

    Floss, miło, że udało się kogoś zachęcić. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja właśnie sobie sprawiłam cały cykl dzięki empikowej promocji i cieszę się bardzo! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na mnie czeka jeszcze "Tysiąc dni w Toskanii", ale kiedy ja to przeczytam. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. no po prostu czyste szaleństwo :) zbyt dobra ta Twoja recenzja, robisz smaka a ja kurde już mam tak długą listą "chcę przeczytać"

    OdpowiedzUsuń
  7. uwielbiam książki z motywami jedzenia , spróbuj może drapnąć książkę o Julii Child też jest fajna

    OdpowiedzUsuń
  8. Katarzyno, czytałam o niej klika pochlebnych opinii. Jak trafi się w moje ręce to chętnie przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Wolałabym, żeby miłość była głównym tematem, jednak na wakacje mogłabym po nią sięgnąć ;)
    Zapraszam na http://in-the-imagination.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja po raz enty powiem, że Marlena mnie prześladuje xD. Chce, żebym ją przeczytała. Twoja recenzja również mi to wmawia. A ja się zapieram i mówię "Nie!". Ciekawe, jak długo...

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam, czeka na półce. Tak zachęcasz, że muszę w końcu znaleźć na nią czas....

    OdpowiedzUsuń
  12. Folle, w tej książce nie braknie niczego. Miłość poprzeplatana jest tradycjami, kulinarnymi smaczakmi itd. To tylko ja tak stwierdziłam, że miłość służy jako dopełnienie. ;)

    Alina, a czemu tak się zapierasz?

    Beatrix, u mnie na półce tyle stoi, że rozumiem Twoją kolejkę.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ponieważ przeważnie, gdy widzę wszędzie jakąś książkę, to jej autor mi się nie śni, a Marlena mi się śniła. Więc robię jej na przekór xD.

    OdpowiedzUsuń
  14. Odwiedziłam Wenecję kilka dobrych lat temu i marzę, żeby odwiedzić ją znowu. Może zrobię to czytając tę książkę? Świetna recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja z propozycją tematu do dyskusji - zaczerpnęłam trochę z LC, ale chcialabym go zmodyfikować - co robicie, gdy znajomi pozyczają książkę, a potem jej nie szanują - zniszczą, nie oddają, lekceważąco wzruszają ramionami, albo gdy oddaje ją ktoś, komu nie pożyczaliście, a po prostu trafiła tam przez przypadek.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ostatnimi czasy coraz bardziej kuszą mnie książki z klimatami gorących krajów ;P

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardziej jestem zainteresowana powieścią "Tysiąc dni w Toskanii", ale wersję wenecką też pewnie przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Taka jestem. Nie lubię udawać, kogoś innego, bo wtedy czuję się niekomfortowo. Miło mi, że zyskałam trochę w Twoich oczach.

    Wspominałam Ci, jak uwielbiam Twoje recenzję?
    Nie wiem, czy mogę Ci polecać jakiś film, skoro takowych nie recenzujesz, ale warto czasem odejść od świata książek i wejść w świat filmu, bo dla tego dzieła warto. "Chłopiec w pasiastej piżamie", możesz obejrzeć na słynnym YouTube, bądź na innych stronach filmowych. Bardzo porusza i żałuję, że nie ma książki. Chciałabym znać Twoje zdanie na temat tego filmu ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Moja droga, jak miło widzieć znów Twój nick u mnie! :*
    Oczywiście, nie podważam tego kim jesteś, jednak po tym wszystkim, co pisałaś na swoim blogu, uważam że jesteś naprawdę nietuzinkową i wyjątkową osobą. Nie zmieniaj się, aby czasem! ;)

    Co do filmów, oglądam ich chorobliwie dużo. Uwierz mi. Ale często nie mam weny do pisania filmowych recenzji. Na poprzednim adresie pisałam ich trochę, ale gorzej się w nich czuję.
    Akurat teraz piszę o "Wyznaniach gejszy", które wczoraj oglądałam. Jestem zachwycona tym filmem! :D
    A co do "Chłopiec w pasiastej piżamie". Najpierw książka, potem film. :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Aleksandro, Toskania to kolejna część przygody Marleny i Fernando. Czytaj jak chcesz, chociaż trochę głupio zaczynać tak w połowie. ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz, nie zawsze dam radę na nie odpisać, lecz każdy z nich ma znaczenie.