środa, 8 grudnia 2010

Powrócę do czasów dawniejszych, gdzie spełnianie marzeń było bardzo ciężkie, a wyrażanie prawdziwego zdania wręcz niemożliwe. Teraz, ktoś tu powinien głośno krzyknąć, jest (niby) łatwiej. Czemu niby? Jednak okazuje się, że wpływają na nas czynniki "wyższe", które hamują nasz rozwój w tymże kierunku lub blokują wypływ prawdziwych myśli. XXI wiek. Wolność słowa. Tolerancja. Co z tego? Skoro są ludzie,którzy nie potrafią walczyć o swoje zdanie lub nie mają wyboru?

Bohaterami tej opowieści są Polacy mieszkający w stolicy. Marcin, zakompleksiony biznesmen, zarabiający krocie w firmie ojca swojej żony, Justyny. Żona Marcina wiedzie żywot tak naprawdę kury domowej, nie pracuje, zajmuje się dziećmi. Podobnie jak Marcin ma ukrytą pasję, czyli malowanie. Oboje zmuszeni są nie wyjawiać swoich talentów ze względu na drugiego. Obok tych dwóch rutynowych postaci są jeszcze nadopiekuńczy i wiedzący wszystko lepiej rodzice Justyny: Janusz i Jolanta. Ta dwójka uważa Marcina za skończonego kretyna i tolerują go tylko ze względu na ukochaną córeczkę.

O tym, że życie jest nieprzewidywalne, tak naprawdę niczego nie możemy być do końca pewni (...) gdy człowiek osiąga pewien stopień szczęścia, to zamiast się nim cieszyć, stara się zrobić wszystko, aby w przyszłości to szczęście trwało, zapominając o tym, żeby się nim cieszyć tu i teraz!

Chociaż historia pozostawia wiele do życzenia i zbyt szybko się kończy, aby na dobre rozwinąć skrzydła, uważam to za dobrą lekcje. Lekcje szukania wartości w rzeczach prostych, obojętnie mijanych. Nie po raz pierwszy ktoś stara się zwrócić uwagę na to, aby docenić swój głos. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak ważne jest wyrażanie siebie. Patrząc na Marcina, który według znajomych osiągnął szczyt ich marzeń, okazuje się jednak, że nikt go tak naprawdę nie zna. To nie jest Jego szczyt marzeń. Praca go nie fascynuje, wolałby robić coś odpowiedniejszego dla niego, coś, w czym czułby się spełniony. I nagle pojawia się boks. Czuje, że jest w tym dobry. I teraz szkopuł. Przecież to nie jest hobby dla poważnego przedsiębiorcy.

Bohaterowi braknie głosu. Rodzina jeszcze bardziej mu to utrudnia kładąc ultimatum, albo boks, albo rodzina. Czy tak powinni zachowywać się najbliżsi? Szczególnie kto, kogo poślubiliśmy? W końcu przysięgamy kochać się tacy, jacy jesteśmy, prawda?

Niech pan nie uszczęśliwia innych na siłę, to najgorsze, co może pan robić! Pana dzieci jeszcze nie wiedzą, co jest dla nich ważne, dowiedzą się z czasem, proszę im nie przeszkadzać! Jeśli ich marzeniem będą studnia na Harvardzie, to zrobią wszystko, żeby się tam dostać, a le muszą to osiągnąć sami, inaczej nie docenią tego, nie rozumie pan?! Pana dzieci nie są komputerem, nie da się ich zaprogramować, tak jak by pan chciał. (...) Ważne jest to, co przekazuje pan swoim dzieciom, wartości, jakimi powinny się kierować.

Chociaż powtarzalna to jednak otwiera oczy. Po pierwsze, warto spotkać taką osobę w życiu, która otworzy nam oczy na pewne sprawy (często rutynowe), które zaniedbujemy. Ważne, aby nie stało się to za późno. Wyciągnąć wnioski wcześniej, nie żałować życia, które jest nasze i to my o nim decydujemy, na sprawy zupełnie nas nie interesujące, aby tylko spełniać zachcianki innych. Po drugie, gdzie jest granica w pomaganiu dziecku? Podstawowy błąd rodzica to chęć zapewnienia dziecku tego, czego samemu się nie miało. A co jeśli dziecko nie ma ochoty iść na Harvard? Może woli polskie szkoły? Jak to zawsze powtarzała moja mama: "Lepiej być szczęśliwym drwalem niż nieszczęśliwym lekarzem". Po trzecie, wpieranie bliskich jest rzeczą bardzo istotną i bez względu na to czy chcą sprzedawać marchewki na rynku, czy boksować powinno się ich wspierać. Prawdziwi przyjaciele nie powinni mówić "Ale marudzisz", ale starać się zrozumieć sedno problemu i próbować pomóc. Dobijanie kogoś nie powinno mieć miejsca!

Myślę, że debiut Pana Macieja zaskoczył mnie odrobinę, a na pewno zmusił do refleksji. Warto doszukiwać się plusów w każdej sytuacji, książce czy w życiu. Na deser: ogromny plus za okładkę, naprawdę mi się podoba!

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Novae Res.

Wydawnictwo: Novae Res; str. 170; język oryginału: polski; ocena ogólna: 3,5/6; ocena wciągnięcia: 3/6

7 skomentuj:

  1. Książka zbytnio mnie nie interesuje. Ale wszystko, co jest czarno-białe i ma czerwony akcent kojarzy mi się z "Listą Schindlera". A to paradoksalnie pozytywne skojarzenie :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba nie dla mnie, ale masz rację, okładka świetna :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, wychowanie dzieci to poważna sprawa. Jak zrobić, by nie przedobrzyć? Również zachęciłaś mnie do refleksji:)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka raczej nie dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz rację, okładka mi również bardzo się podoba. Zdecydowanie przyciąga wzrok. A i książkę chętnie bym przeczytała, gdybym miała taką okazję. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Widzę, że ostatnio otaczasz się literaturą o poważniejszych barwach. Jak nadejdzie okazja to sięgnę po książkę. Ostatnio wyrzucam sobie, że unikam polskich pisarzy, kiedy potrafię przeczytać chłam podpisany przez Gillian Shields.

    OdpowiedzUsuń
  7. zapowiada się ciekawie.. poszukam w bibliotece. ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz, nie zawsze dam radę na nie odpisać, lecz każdy z nich ma znaczenie.