"Cieszę się twoim szczęściem" to zdanie, które często słyszymy od swoich przyjaciół, gdy dzieje się coś dobrego. Zdanie, które najprawdopodobniej jest najbardziej fałszywym zdaniem świata. Czemu tak sądzę? Otóż w przyjaźni, takiej wieloletniej, szczególnie kobiecej, pojawia się w pewnym momencie taki punkt, który ciężko przeskoczyć. Wkraczają w dorosłe życie, zaczynają układać je po swojemu i wtedy pojawia się zazdrość, a także niezdrowa realizacja (do której żadna się nie przyzna), co by to pierwsza zdobyć męża, urodzić dzieci i mieć lepszą pracę.
Zdanie "Cieszę się twoim szczęściem" właśnie w takich momentach jest wykorzystywane jako potwierdzenie, że nadal jest się tą dobrą przyjaciółką z dzieciństwa i nadal cieszy się ze wszystkich cudownych rzeczy spotykających przyjaciela/ółkę. Nie twierdzę też, że zawsze tak jest. Niekiedy zawieramy przyjaźnie jak najbardziej szczere. Chociaż czasem nie udaje się w życiu potrafimy cieszyć się szczęściem bliskiego. I właśnie takiej próby nie przetrwała przyjaźń Wendy i Daphe - głównych bohaterek, przyjaciółek z czasów studii.
Wendy od ośmiu lat jest szczęśliwą mężatką. Adam, mąż Wendy, odbiega daleko od jej ideałów, mimo to bohaterka cieszy się, że go ma. Od ponad oku starają się o dziecko. Jak już wiadomo, przez ten czas stała się zgryźliwa i nie do życia. Pomimo tego nadal ma przy sobie przyjaciół, szczególnie tą jedną, Daphne, na którą tak często narzeka. Obie panie przyjaźnią się od czasów studiów. Wendy mogłaby nawet rzecz "sielankowe życie", gdyby w pewnym momencie przyjaciółka nie zaczęła wyprzedzać jej w realizacji marzeń pt. "Idealne życie z mężem i dziećmi".
Zakładałam, że książka Pani Rosenfeld będzie powiastką, z gatunków tych lekkich czytadełek ot, na jedno popołudnie. Okazało się, że pozory jednak naprawdę mogą mylić. Słodko-gorzka debiutancka powieść tej autorki naprawdę może zaskoczyć i zmusić do myślenia! W tym całym zawirowaniu w pogoni za upragnionym dzieckiem oraz zawiścią do wszystkich przyjaciółek-matek można dostrzec pewne poważniejsze, wręcz psychologiczne sprawy. Autorka porusza problem kobiecej przyjaźni, która nie zawsze usłana jest różami. I chociaż prawdą jest, iż mężczyźni to najwięksi plotkarze, to tylko kobiety potrafią tak dokopać drugiej by ta nie wstała.
Inną sprawą jest fakt, jak mało doceniamy to, co posiadamy. Obracamy się wkoło i tylko szukamy, co by tu pragnąć, czego jeszcze nie mam. Zdobywamy, walczymy strudzenie i w pocie czoła, a kiedy już mamy tą upragnioną rzecz nagle przestaje nas ona cieszyć i znów znajdujemy coś, bez czego nie możemy żyć. Fakt faktem, niektórzy mają życie z górki, ale czy warto patrzeć na innych życie zamiast na swoje? Przecież tacy bogaci nie mają prywatności, obcy ludzie przekrzykują się w wysuwaniu opinii na ich temat wcale nie znając danej osoby, wpychają się we wszystkie miejsca, gdzie owa osoba przebywa. I jeszcze mają czelność wypisywać kłamstwa pod ich adresem. Każde życie ma swoje konsekwencje. Konsekwencją średniego życia jest brak luksusów, konsekwencją wygórowanego, bogatego jest brak prywatności, bycie na językach całego świata. Czasem warto zastanowić się zanim zacznie się zazdrościć. W końcu, u innych widzimy tylko same plusy ich życia, a warto popatrzeć także na minusy.
Podsumowując. Książka naprawdę mnie pozytywnie zaskoczyła, uważam, że warta jest zapoznania się i przeczytania z debiutem Lucindy Rosenfeld. Autorka może was zaskoczyć. Nie będziecie się spodziewać jak bardzo.
Zdanie "Cieszę się twoim szczęściem" właśnie w takich momentach jest wykorzystywane jako potwierdzenie, że nadal jest się tą dobrą przyjaciółką z dzieciństwa i nadal cieszy się ze wszystkich cudownych rzeczy spotykających przyjaciela/ółkę. Nie twierdzę też, że zawsze tak jest. Niekiedy zawieramy przyjaźnie jak najbardziej szczere. Chociaż czasem nie udaje się w życiu potrafimy cieszyć się szczęściem bliskiego. I właśnie takiej próby nie przetrwała przyjaźń Wendy i Daphe - głównych bohaterek, przyjaciółek z czasów studii.
Wendy od ośmiu lat jest szczęśliwą mężatką. Adam, mąż Wendy, odbiega daleko od jej ideałów, mimo to bohaterka cieszy się, że go ma. Od ponad oku starają się o dziecko. Jak już wiadomo, przez ten czas stała się zgryźliwa i nie do życia. Pomimo tego nadal ma przy sobie przyjaciół, szczególnie tą jedną, Daphne, na którą tak często narzeka. Obie panie przyjaźnią się od czasów studiów. Wendy mogłaby nawet rzecz "sielankowe życie", gdyby w pewnym momencie przyjaciółka nie zaczęła wyprzedzać jej w realizacji marzeń pt. "Idealne życie z mężem i dziećmi".
Zakładałam, że książka Pani Rosenfeld będzie powiastką, z gatunków tych lekkich czytadełek ot, na jedno popołudnie. Okazało się, że pozory jednak naprawdę mogą mylić. Słodko-gorzka debiutancka powieść tej autorki naprawdę może zaskoczyć i zmusić do myślenia! W tym całym zawirowaniu w pogoni za upragnionym dzieckiem oraz zawiścią do wszystkich przyjaciółek-matek można dostrzec pewne poważniejsze, wręcz psychologiczne sprawy. Autorka porusza problem kobiecej przyjaźni, która nie zawsze usłana jest różami. I chociaż prawdą jest, iż mężczyźni to najwięksi plotkarze, to tylko kobiety potrafią tak dokopać drugiej by ta nie wstała.
Inną sprawą jest fakt, jak mało doceniamy to, co posiadamy. Obracamy się wkoło i tylko szukamy, co by tu pragnąć, czego jeszcze nie mam. Zdobywamy, walczymy strudzenie i w pocie czoła, a kiedy już mamy tą upragnioną rzecz nagle przestaje nas ona cieszyć i znów znajdujemy coś, bez czego nie możemy żyć. Fakt faktem, niektórzy mają życie z górki, ale czy warto patrzeć na innych życie zamiast na swoje? Przecież tacy bogaci nie mają prywatności, obcy ludzie przekrzykują się w wysuwaniu opinii na ich temat wcale nie znając danej osoby, wpychają się we wszystkie miejsca, gdzie owa osoba przebywa. I jeszcze mają czelność wypisywać kłamstwa pod ich adresem. Każde życie ma swoje konsekwencje. Konsekwencją średniego życia jest brak luksusów, konsekwencją wygórowanego, bogatego jest brak prywatności, bycie na językach całego świata. Czasem warto zastanowić się zanim zacznie się zazdrościć. W końcu, u innych widzimy tylko same plusy ich życia, a warto popatrzeć także na minusy.
Podsumowując. Książka naprawdę mnie pozytywnie zaskoczyła, uważam, że warta jest zapoznania się i przeczytania z debiutem Lucindy Rosenfeld. Autorka może was zaskoczyć. Nie będziecie się spodziewać jak bardzo.
Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Prozami.
Na dokładkę znalazłam świetny obraz właśnie związany z tematyką tej powieści.
Wydawnictwo: Prozami; str. 295; język oryginału: angielski; ocena ogólna: 4,5/6; ocena wciągnięcia: 5/6;
Podobno właśnie prawdziwego przyjaciela poznajemy po tym, czy potrafi się szczerze cieszyć naszym szczęściem.
OdpowiedzUsuńBo jak się dzieje nieszczęście, to współczuć jest łatwiej, łatwiej jest wspierać i pomagać - bo tu nie ma zazdrości, a wręcz samozadowolenie z tego, że jesteśmy dobrzy.
Zachęciłaś mnie swoją recenzją, tym bardziej, że kobieca przyjaźń to bardzo ciekawy temat.
o nie :D kapitalny tytuł i pomysł :D muszę to przeczytać :D
OdpowiedzUsuńLubię miłe zaskoczenia :). Może z czasem zapoznam się z tą lekturą, ale chwilowo nie mam czasu ;)
OdpowiedzUsuńHah, od razu jak zobaczylam tytuł książki miałam pisać, że nawet jeśli ktoś powiedział takie słowa, to i tak mimo wszystko czegoś zazdrości ;D a tu proszę, w notce to samo :)
OdpowiedzUsuńah, te demotywatory :)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie !
[ pamietnik-czytania.blog.onet.pl]
powiedz mi, jak ty to robisz, że Otwarte współpracuje z Tobą ? Ja napisałam, odpisali mi raz i jak na razie cisza ...
Tak szczerze na Twoją recenzje tej książki czekałam bardzo długo :) A więc jednak można przeczytać :)
OdpowiedzUsuńBrzmi ciekawie, ale to chyba nie jest książka dla mnie. Może kiedyś ;)
OdpowiedzUsuńŚwietna okładka i recenzja zachęcająca. Mam już w planach tę książkę :)
OdpowiedzUsuńDziewczyny, zachęcam szczerze do przeczytania. Myślę, że pośród wszelakiej kobiecej literatury ta może was odrobinę zaskoczyć. Czyta się miło i szybko. W sam raz na zimowe popołudnia. :)
OdpowiedzUsuńNiestety, prawdą jest, że kobiety często są wredne i fałszywe. Ja się tyle razy zawiodłam na "przyjaciółkach", że wolę kumplować się z facetami.
OdpowiedzUsuńP.S. Bardzo ciekawa recenzja ;)
Przyjemnostki, zgodzę się, chociaż nie zawsze. Mimo tego, odkąd pamiętam, zawsze wolałam towarzystwo chłopaków, bo w nim nie czułam się tak bardzo oceniania i lubili mnie za to, kim byłam. Kobieta zawsze będzie wydziwiać.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja ale książka chyba nie dla mnie ;) Chociaż jeśli jakimś dziwnym zrządzeniem losu trafi w moje ręce, pewnie ją przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńEnedtil, wszyscy mamy tyle do czytania, że na inne nie ma czasu. Rozumiem. ;)
OdpowiedzUsuńtytuł i opis naprawdę zachęcają, podobają mi się. przeczytam. ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytam na pewno ;)
OdpowiedzUsuńto jedna z moich ulubionych:))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłam kogoś zachęcić. :)
OdpowiedzUsuń