poniedziałek, 6 grudnia 2010

Moja babcia zawsze powtarzała, że jestem "waligóra". Więc, gdybym wybrała się na taki Mount Everest, to z góry nie zostałoby nic. Lecz prawda jest taka, że to góra decyduje, kto zdobędzie jej szczyt, a kto polegnie po drodze.

Z pasją nigdy człowiek nie wygra. Podziwiam takich ludzi, bo chowają strach do kieszeni, wyjmują odwagę, przypinają do piersi i gonią marzenia. Dlatego wybrałam właśnie tą książkę do recenzji. Po pierwsze, podziw. Po drugie, w końcu mrożąca krew w żyłach historia. A po trzecie, obiecałam sobie, że kiedy spełnię wszystko, co zaplanuję, sama wybiorę się na taką wyprawę i zdobędę najwyższą górę świata.

Plan wysokiej poprzeczki, możliwe, że nigdy nie będzie mi dane tego dokonać, a to powstrzyma mnie choroba, a to finanse, jeszcze kiedy indziej burze i trudności na wysokościach. Jednak Krakauer udowodnił mi jedno - marzenia można złapać, można udowodnić sobie, że szczyt jest do zdobycia. W pocie czoła, krwi, odmrożeń, złamań i śmierci, ale jest możliwy. I sama mogę opowiedzieć, dlaczego Mount Everest jest tak chętnie wybieraną górą do zdobycia. Przecież są mniejsze, ale trudniejsze do zdobycia szczyty również godne uwagi. Jednak, będąc już na szczycie M.E. ma się wrażenie, bycia najdalej, gdzie tylko da się wejść. Będąc mały dzieckiem wchodziło się na najróżniejsze meble byleby być większym od reszty. Z tym szczytem jest podobnie. Czujesz, że dalej się nie da. Osiągnąłeś najwyższy punkt na Ziemi.

Wspinając się rozumiesz, co goni innych na szczyt. Będąc już na dole, wiesz nadal, co ich prze w górę. Lecz, gdy przeżywasz taką tragedię, zaczynasz się zastanawiać, gdzie jest granica podążania za marzeniami i kiedy "na pewno mi się uda" traci jakikolwiek sens. Tragedię, jedną z największych w historii zdobywania Everestu, którą do końca życia zapamiętają ci, którzy uszli ledwo z życiem. Nie tylko zapamiętają ten wysiłek, ten pot, tą radość z wspinania się na najwyższy szczyt Ziemi, lecz także w ich pamięci na zawsze zostaną osoby, które z Himalai nie wrócą już nigdy, których ciała mijali po drodze. Zapamiętają także coś, czego z pamięci wyprzeć się nie da - winę, za śmierć połowy ekspedycji Adventure Consultants.
Bardzo trudno zawrócić kogoś, kto wszedł już tak wysoko.
Spekulować o przyczynach śmierci dwunastu osób w 1996 roku można na wiele sposobów, co z resztą autor bardzo dogłębnie oddaje w swojej książce. Lecz ważną rzeczą, na którą chcę zwrócić uwagę są morale, z jakami chcemy dokonywać oceny wydarzeń jakie miały miejsce 10 maja. Z jednej strony, trzeba było porzucić ratowanie jednych, ze względu na brak dojścia do nich, innych ze względu na małą szansę przeżycia. Jednak, zróbmy sobie ćwiczenie, oddychajmy wolno, pobierając jak najmniejszą ilość tlenu (jaką tylko uda nam się wykonać) i spróbujmy teraz trzeźwo myśleć, zachować morale, a co dopiero ratować innych. Błędy, które zostały popełnione na szczycie wpłynęły na sytuacje zupełnie bez wyjścia. Godzina 17, zupełne ciemności, dookoła tylko lód, zapadliny, porywisty wiatr i temperatura (odczuwalna) -70° Celsjusza. W takich warunkach, bez syntetycznego tlenu, powodzenia życzę tym, którzy próbują ruszyć na pomoc.

Aspektem, który również chce poruszyć są nowicjusze, którzy pchają się na szczyt powodując nie tylko gniew bogów (z wyznania Szerpów), lecz przede wszystkim zaśmiecenie góry i niebezpieczeństwo, jakie sprowadzają na inne wyprawy. W razie wypadku takiej grupy (chociaż zdarzają się grupy komercyjne i te "na poważnie", których problemy także dosięgają, np. ekspedycja Roba Halla, opisywania właśnie w tej książce) inne, decydujące się na pomoc albo szybko schodzą, albo szybko pośpieszają do góry. W obu przypadkach równa się to ogromnym zagrożeniom nie tylko dla grupy potrzebującej, lecz także dla ratowników. Niezależne od naszej woli są ruchy góry, w pewnym momencie może zejść lawina czy obruszyć się lód. Ekspedycje doświadczone stwarzają mniejsze zagrożenie dla innych, nowicjusze często są zdania, że góra nie tylko jest dla wszystkich, lecz także do zdobycia dla zupełnie nie przygotowanych wspinaczy. Będąc czytelnikiem wyprawy w 1996 roku mamy okazję poznać południowoafrykańską grupę, która za nic ma inne ekspedycje i prze na szczyt z zupełną obojętnością i chamskimi zagrywkami przewodnika. Takie sprawy nie powinny mieć miejsca w miejscu, gdzie każda minuta się liczy, gdzie każdy w dowolnym momencie może zginąć.

Komercjalizacja Everestu, wprowadzanie nowicjuszy, chamskie zagrywki w niebezpiecznych warunkach. Wiele spraw, o których generalnie nie ma się pojęcia, zostaje poruszonych w książce. Weźmy chociaż komercjalizację. Do 1953 roku można było pomarzyć o ataku szczytowym, co dopiero o szczycie! Wiele doświadczonych grup wspinało się i polegało na pewnych wysokościach i dopiero w 1953 roku dokonano pierwszego wejścia na szczyt (uznanego przez historię). A teraz czytam o tym, że w 1985 na Everest wprowadzono niedoświadczonego Dicka Bass'a. W kolejnych etapach co raz to więcej rządnych przygód, a przede wszystkim sławy, kupowało sobie wejściówki na najwyższą górę. Wchodziło co raz to więcej i więcej, lecz na całe szczęście nie wszyscy dochodzili. Nikt nie da pewności, że twoja stopa postanie na wysokości 8 848 metrów n.p.m. Góra przestała być rajem dla tych, którzy wchodzili tam z pragnień wspinaczkowych, marzeń o zdobyciu czy z zwykłej naiwności, że może i mnie uda zdobyć się ten wierzchołek? I chociaż teraz głośno krzyczę za tym, żeby ograniczyć takie wyprawy, to sama chciałabym mieć szansę wydrapania się. Gdyby tylko panowało to na lepszych warunkach, gdyby Everest nie był traktowany jako rozgłośnie medialną, ale jak "wisienka na torcie". Niestety, nie których nie da się zmienić.

"Wszystko za Everest"  to reportaż, który powinni przeczytać wszyscy, nie zależnie od tego, czy Everest im w głowie czy nie. Książka Jona Krakauer'a ma w sobie tyle podłoży akcji, iż służyć może nie tylko jako przestroga, ale także jako pokazanie spełniania marzeń, poświęcenia, lojalności. Pokazuje, jak ważni są Szerpowie w wspinaczkach, chociaż jak błahe wydaję się wspinanie, to jednak jak trudnym i niebezpiecznym sportem jest. Jak ciężko przeżyć w takich warunkach, jak ludzie muszą polegać na sobie i przewodniku, a przede wszystkim, jak bardzo liczy się wola walki (życia) w sytuacjach kryzysowych. Nie podważalnym plusem takiej wyprawy jest docenienie życia, gdy staję się na krawędzi.

Cudowna, przerażająca i wciągająca! W żadnym momencie nie dłuży się ani nie gubi przeznaczenia swojego powstania - rzetelnego oddania sytuacji z wyprawy w 1996 roku grupy Adventure Consultants. Autor wprowadza opisy wielu postaci znajdujących się w tym okresie na Evereście, a także opisuje wiele innych wypraw, które miały miejsce. Porusza sprawy ważne dla wspinaczy, ważne dla przyszłości zdobyć, a także dla ludzi, u których nadzieja i ambicje mają pierwsze miejsce przed sławą i rozgłosem. Używając retrospekcji, porównań Krakauer ubarwia i tak już ciekawy reportaż. Gorąco polecam!


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa MayFly.

Wydawnictwo MayFly; str. 296; jezyk oryginału: angielski; ocena ogólna: 6/6; ocena wciągnięcia: 6/6

14 skomentuj:

  1. Świetna recenzja!:)
    Niemniej jednak za książkę chyba się nie zabiorę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham taką literaturę.
    Podziwiam ludzi za pasję. Doceniam za szacunek dla gór.
    Everest stał się teraz faktycznie górą na którą może wejść każdy, jeśli tylko ma pieniądze. A popatrzmy na tych którzy zdobywali ją pierwsi.... Zresztą Everest jest stosunkowo łatwy do zdobycia w porównaniu do np K2 czy Lhotse.

    Ciekawi mnie czy otrzymałaś książkę wraz z filmem??

    OdpowiedzUsuń
  3. Hiliko, być może to nie Twoja tematyka. :)

    Mary - wiedziałam, że mnie zrozumiesz. Bardzo mnie irytuje takie podejście do wspinaczek, kiedy narażasz życie nie tylko swoje, ale także grupy, dla wyidealizowanych pobudek. Grrr. -,-

    Tak. Film czeka na weekend, żeby mogła spokojnie go obejrzeć. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa recenzja. Książkę wpisuję na listę "do przeczytania". Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Edith, zachęcam gorąco!
    Kasandro - dziękuję. Zawczasu, miłego czytania! :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna recenzja!
    Ale ta książka to raczej nie mój typ.

    OdpowiedzUsuń
  7. Chyba książka nie dla mnie, ale nigdy nie wiadomo ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. lubię takie ambitne książki, z chęcią przeczytam. :)
    przy okazji zapraszam do mnie xxx

    OdpowiedzUsuń
  9. Recenzja faktycznie bardzo dobra, ale mimo wszystko nie czuję potrzeby przeczytania tej książki. Raczej nie moje klimaty, zwłaszcza, że półki uginają mi się pod ciężarem nieprzeczytanych stosów książek...

    OdpowiedzUsuń
  10. Ultramaryno, szkoda, ale szanuję decyzję.
    Patsy, może kiedyś?
    Corrupted, witaj na moim blogu! Fajnie, że sięgniesz po tę książkę. Naprawdę godna jest uwagi!
    Liliowa, rozumiem! Mam podobnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Liliowa, w sensie, że uginają mi się półki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Vampire, widzę, że tym razem dłuższa i bardzo wnikliwa recenzja ;) Co prawda ta literatura to zdecydowanie nie dla mnie, ale ciągle się waham, bo długość Twojej wypowiedzi, jej kształt i to, jak bardzo próbowałaś przekonać czytelnika, że powinien jednak sięgnąć po tę książkę, bo warto, Twoje spostrzeżenia... no nie codziennie czyta się takie recenzje i widać, że książka naprawdę Ci się podobała ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nyx, dziękuję, że zauważyłaś cały ten trud. Starałam się jak umiem, żeby pokazać wartość tej książki, a przede wszystkim, w końcu trzeba zacząć pisać porządne recenzje, skoro myślę o odkryciu swojego nazwiska.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz, nie zawsze dam radę na nie odpisać, lecz każdy z nich ma znaczenie.