piątek, 17 lutego 2012

Trzecia książka Isabel Allende, za którą się zabrałam odkrywa zupełnie inną stronę tej autorki. W porównaniu do "Ines, pani mej duszy" oraz "Podmorskiej wyspy" ta powieść jest bardziej osobista, to poszukiwania własnego ja, choć nadal można zaobserwować rozwój hiszpańskich państw.

Aurora de Valle poszukuje własnych korzeni, babcia Paulina de Valle starannie ukryła jej pochodzenie, aby zapewnić jej jak najlepszą przyszłość. Przychodzi jednak dzień, kiedy bohaterka musi poznać własną przeszłość oraz przodków. Poskładanie całej układanki nie tylko przyniesie ukojenie, bo każdy człowiek musi czuć skąd pochodzi, lecz również odpowie na wiele pytań.

Aparat fotograficzny to bardzo prosta maszyna, nawet tępak potrafi się nim posługiwać, a cała trudność polega na umiejętności wyczarowania za jego pomocą owego dziwnego połączenia prawdy i piękna, które nazywa się sztuką.
Proza tej autorki ma coś takiego w sobie, że wciąga od pierwszej strony. Przede wszystkim stworzone jest tu cudowne, tak realistycznie oddane tło, które z przyjemnością poznaje się na kartach historii. XIX-wieczne Chile, San Francisco czy Chinatown jawi swoje początki, burzliwe nastroje, domowe wojny i hierarchiczne społeczeństwo. Po drugie ponownie mamy do czynienia z postaciami, których historie wystarczyłaby na wielotomową sagę. Te burzliwe postacie, pełne tajemnic, przekrętów, rodzinnych waśni i powiązań tworzą humorystyczną podwalinę całych poszukiwań Aurory. Jak dla mnie z tych trzech części najlepsze są losy w San Francisco, czyli czasy Pauliny de Valle i Elizy Sommers. Późniejsza historia daje radę, ale to już nie jest ten przepych ani społeczeństwo co Chinatown czy początkujące San Francisco.

Książki Allende to nie tylko historie literackie, to także wspaniałe podróże historyczne. Odkrywanie codziennego życia na przełomie XIX wieku. Czytelnik może czuć się jak na zamorskiej wyprawie, gdzie przewodnik pokazuje mu życie od środka nie pomijając żadnych aspektów, nawet tych odrażających. Szczególnie dla tych niedowiarków, którzy nie wyobrażają sobie życia bez technologii, ta wyprawa może być fascynująca.

Pamięć jest jak fikcja literacka. Wybieramy to, co najjaśniejsze i najciemniejsze, odrzucając to, co napawa nas wstydem, i w ten sposób tkamy rozłożysty dywan naszego życia
Oprócz tych plusów można zauważyć coś jeszcze, a mianowicie odkrywanie samego siebie. Warto zwrócić na chwilę uwagę na tę sprawę, bowiem wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że znanie własnego pochodzenia może być tak istotne. Poszukiwania przodków mogą dostarczyć wiele odpowiedzi na nasze pytania, zwłaszcza, jeśli dręczą nas tajemnice przeszłości, a nie wiem, co oznaczają.

Minusów nie widzę tutaj, uprzedzam jednak tych, co nie są przyzwyczajeni do stylu autorki, że pisarka lubi bawić się opisami, jej książki bogate są w szczegóły, otoczenie jest starannie opisane, a każda sytuacja musi być odpowiednio przedstawiona, czyli innymi słowy "Portret w sepii" zawiera wiele opisów i uczulonych na to uprzedzam. Osobiście bardzo chwale to dokładne podejście i mam nadzieję, że kolejne książki będą równie dobre, co poprzedniczki.

 Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Muza. Serdecznie dziękuję!

Wydawnictwo: Muza; język oryginału: hiszpański; str. 373; ocena ogólna: 5/6; ocena wciągnięcia: 6/6

9 skomentuj:

  1. Czytałam tylko jedna książkę Allende - "Dom duchów", którą szczególnie polecam, gdyż była naprawdę niesamowita. W przyszłości zamierzam sięgnąć po następne pozycje tej autorki. Zapraszam do mnie na mały konkurs.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tej jeszcze nie czytałam, ale w planach mam wszystkiej książki tej autorki, także przede mną jeszcze nic straconego.

      Usuń
  2. Bardzo chętnie sięgnęłabym po następną książkę pani Allende,bo przyznaję się bez bicia, że "Podmorska wyspa" bardzo rozbudziła mój czytelniczy apetyt. Fotografia leży w kręgu moich zainteresowań, wiec książka wydaje mi się baaardzo kusząca!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O fotografii nie ma tu zbyt dużo, jedynie wzmianki, ale za to bardzo celne uwagi. Uprzedzam, że "Podmorska wyspa" i "Portret w sepii" to dwa różne świat, po przeczytaniu tej drugiej nie ma takiego wstrząsu jak w przypadku pierwszej.

      Usuń
  3. Na razie czytałam tylko "Ines, pani mej duszy" oraz "Podmorską wyspę". W obydwóch powieściach jestem ogromnie zakochana, a niedługo czeka na mnie biblioteczna "Ewa Luna". Po "Portret w sepii" na pewno też sięgnę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ewa Luna" też na mnie czeka, bo kiedyś wygrałam ją w konkursie. Ciekawa jestem, czy utrzyma poziom.

      Usuń
  4. Tej autorki czytałam tylko "Córkę fortuny", ale bardzo mi się podobało. "Portret w sepii" niedawno wypożyczyłam, więc już niedługo przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Córka fortuny" to chyba pierwsza część do tego cyklu, prawda?

      Usuń
  5. Długie opisy mi nie przeszkadzają, a o wadze samoświadomości doskonale wiem. Od kilku lat prowadzę drzewo genealogiczne rodziny i mam lekkiego bzika na tym punkcie :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz, nie zawsze dam radę na nie odpisać, lecz każdy z nich ma znaczenie.