Za brak w zeszłym tygodniu bardzo przepraszam. Brak internetu to istna katorga, jeszcze gorszą jest mozolny internet. Niestety taki ostatnio mi bardzo dokucza. Bez wydziwiania oddaje do Waszej dyspozycji nowy temat.
Zainspirowana oto tym wpisem Elenoir z Impresji sugeruję taki temat - Candy. Co o nich sądzisz? Czy warto podbierać amerykański pomysł na giveaway tworząc takie konkursy? Czy słowo "konkurs" jest aż tak okropne by zastępować je "candy"? Czy stawianie takich warunków, w jakich one się odbywają, nie denerwuje? Co o tym sądzisz?
Generalnie mi nie przeszkadzają, bo w sumie... nikt nie zmusza mnie, bym brała w nich udział. Nie ma dla mnie znaczenia także to, jak się konkursy te nazywają - candy, czy konkurs. Bo to chyba nie jest aż tak istotne. Niemniej jednak owe warunki, które trzeba spełnić, by przystąpić do candy - konkursu, nie bardzo mi już odpowiadają, bo nie lubię, kiedy ktoś narzuca mi, co mam robić. Poza tym, mój blog jest moją strefą - moją sferą, i to ja decyduję o tym, co chcę na nim umieścić.
OdpowiedzUsuńMi zupełnie nie przeszkadza zastępowanie słów konkurs/losowanie słowem "candy", choć zazwyczaj u siebie na blogu preferuję jednak polskie nazewnictwo ;)
OdpowiedzUsuńMam swoją "wygrywajkę". Miałam loterię do chwili, w której ktoś uświadomił mnie, że to podlegam jakimś przepisom prawnym, regulaminom i innym bzdurom. Nie wiem, czy ktoś nie wprowadził mnie w błąd, ale nazwę zmieniłam. "Candy" mnie nie przekonuje, a słowo "konkurs" w chwili, gdy tylko losuję spośród osób zgłoszonych wygrywającą - niezbyt fortunnym określeniem.
OdpowiedzUsuńNie przepadam za niektórymi warunkami konkursów. W porządku, jeśli jest to losowanie wśród chętnych lub wśród tych, którzy odpowiedzą na zadane pytanie. Nie podoba mi się jednak, kiedy los można uzyskać dodając blog do obserwowanych albo "lubiąc" na Facebooku. Do obserwowanych dodaję te blogi, które obserwuję (ale pozaksiążkowe, bo blogi literackie mam na swoim blogu w liście moli, umieszczonej w boczku i nie planuję tego zmieniać). Chcę sama decydować, co obserwuję, co "lubię" na FB, więc nie przystępuję do konkursów o takich zasadach. Sama też nie planuję takich organizować. Niech mój blog obserwują Ci, których on interesuje, bez sztucznego zaganiania.
OdpowiedzUsuńA słowo candy jakoś mnie nie kręci, bardzo długo w ogóle nie kumałam, co to takiego :D Teraz już wiem, ale wolę swojskie określenia "konkurs", "losowanie" itp.
Mi generalnie nie podobają się zasady typu "dodaj do obserwowanych" itd. Każdy ma prawo decydować o tym, czy chce obserwować dany blog. Jednakże ... nikt nie każe brac udziału w tych konkursach. I tu jest pies pogrzebany, bo przeważnie fajne książki są do wygrania.
OdpowiedzUsuńNazwa mi nie przeszkadza. Candy się przyjęło, trudno z tym walczyć. Mnie najbardziej podoba się chyba nazwa "rozdawajka", chociaż "wygrywajka" Prowincjonalnej nauczycielki też ma swój urok. Najzabawniejsze jest to, że na zagranicznych blogach, które czytuję słowo "candy" praktycznie się nie pojawia. Zamiast niego urządzają tam "giveaway" właśnie... Ale słówko "konkurs" raczej mi nie pasuje, bo ideą jest właśnie losowanie i rozdawanie, a nie konkurencja.
OdpowiedzUsuńA jeśli idzie o zasady, to zwyczajnie nie biorę udziału w tych rozdawjkach, w których trzeba umieścić obrazek z linkiem u siebie na blogu albo zacząć obserwować blog. W sumie mogłabym, ale po co? To nie moja bajka, na moim blogu żadnych takich rzeczy nie będzie, a ja obserwuję tych, których chcę. Najczęściej zresztą w ogóle nie obserwuję, tylko korzystam z czytnika RSS.
Z drugiej strony stosunkowo rzadko w ogóle się zgłaszam. Po pierwsze to co wyżej — jeśli zasady są rozsądne, po drugie — tylko wtedy kiedy nagroda mnie interesuje (przykładowo chcę przeczytać tę konkretną książkę). Po co zabierać innym radochę, jeżeli u mnie wygrana miałaby stać i się kurzyć?
A na koniec powiem jeszcze, że ogromnie podoba mi się sama idea obdarowania kogoś (bądź co bądź obcego) ciekawym prezentem całkiem bezinteresownie. Dlatego bardzo doceniam wszystkie candy, konkursy i inne rozdawajki, niezależnie od zasad. To bardzo miła rzecz.
Mi nazwa też nie przeszkadza, ale osobiście nazywam to losowaniami lub konkursami w zależności od tego co trzeba zrobić ;).
OdpowiedzUsuńU siebie na blogu już kilka razy zrobiłam "wygrywajkę" i naprawdę to sprawia dużo frajdy, zwłaszcza ta ostatnia, gdy wymyśliliśmy z moim M. pytanie i mieliśmy radochę czytając odpowiedzi, choć ciężko potem z takich wybierać. Całe szczęście miałam wsparcie i cały ciężar nie spadł na mnie ;). A w dodatku to jak człowiek widzi ile radochy sprawił obcej właściwie osobie, no to jest niesamowite uczucie, naprawdę ;).
I tak denerwuje mnie czy to lubienie na fejsbuku czy dodawanie do obserwowanych, ale wiele razy już te warunki spełniłam, no bo jeśli mi zależy na książce to czemu mam się przeciwstawiać? Tylko to dla mnie jest takie trochę pozbawione sensu, bo przecież po zakończeniu konkursu można bloga "odlubić" czy przestać obserwować i co wtedy? Obserwatorów czy "lubisiów" powinno się zdobywać przez to co i jak się pisze, a nie przez to, że zorganizuje się fajny konkurs.
Mam proste pomysły na rozdawanie. A że nazywa się to konkurs, mimo losowania ... Pal licho nazwę, jak jest dobra zabawa :)
OdpowiedzUsuńSame konkursy mi nie przeszkadzają, czasami biorę w nich udział, jeśli warunki są w miarę normalne ( chociaż nigdy nic nie wygrywam :P ). Trochę dziwi mnie nazwa "candy". Czy polskie słowo - konkurs aż tak odstrasza ? Myślę, że na blogach książkowych po prostu zapanowała moda na to, aby tak nazywać losowania i poszła taka fala pod tytułem "wszyscy to i ja".
OdpowiedzUsuńHa, dziś się akurat zdarzyło, że pierwszy raz trafiłam na bloga z czymś takim. Nie wzięłam udziału, bo nagroda nie była dla mnie, ale tez nie wzięłabym, gdybym miała dodać u siebie linka do takiego bloga. Raz mi się zdarzyło dodać na kilka dni zdjęcie o konkursie, było sobie z boku, więc mi nie przeszkadzało, potem znikło. I to ok, ale z tymi linkami, obserwowaniem, to dla mnie przesada. A nazwa jest fatalna ;)
OdpowiedzUsuńCo innego zwyczajne konkursy, z pytaniem lub bez. Chętnie biorę w nich udział i sama lubię je u siebie urządzać.
Bawią mnie zasady candy (świetnie podsumowała to zjawisko Elenoir na swoim blogu). Zresztą coraz więcej rzeczy zaczyna mnie ostatnio bawić w blogosferze... ;)
OdpowiedzUsuńNie zauważyłam dyskusji wcześniej, więc piszę teraz.
OdpowiedzUsuńDziwi mnie trochę nazwa candy. Do tej pory kojarzyłam ją bardziej na blogach, osób które tworzą biżuterię czy coś podobnego. Robią wtedy te paczuszki i dodają nagrodę, więc niech nazywają jak chcą.
Ja robiąc losowanie zawsze nazywam to konkursem. Nie wymyślam najczęściej pytań, choć to się może niedługo zmienić. Na pewno nie będę nikomu kazać dodawać się do obserwowanych czy do listy odwiedzanych blogów. Choć to jeszcze nie jest najgorsze. Najdziwniejsze są te obrazki i czas konkursu. Najczęściej trwają około miesiąca. ja za każdym razem jak ogłaszam losowanie to wprost nie mogę się doczekać aż kogoś obdaruję, wiec u mnie czas to max kilka dni.
A wpis Elenoir jest świetny i doskonale obrazuje to, co teraz się dzieje w blogosferze. Niestety dla mnie nie jest to pozytywne zjawisko.
Nie powinniśmy na siłę ściągać do siebie ludzi. To oni powinni nas zauważyć jeśli to co robimy jest ciekawe.
Mnie też bawią zasady Candy, bo zawsze to się da "odobserwować" i "odlubić", a jak ktoś chce tak sztucznie napędzać czytelników, to moim zdaniem to znak, że blog jest kiepski ; )
OdpowiedzUsuńJednak w Candy biorę udział, bo książki, które są rozdawane, akurat mnie interesują. No chyba, że na blogu mam umieścić banner 'kocham blogowicza xyz' albo 'wejdźcie na xyz.blogspot.com, bo tam jest candy, a w ogóle to świetny blog' -> piszę tak tylko wtedy, gdy jest to prawdą. Nienawidzę wymuszonych reklam.
Candy mnie denerwuje, ale cóż - się przyjęło.
o, a ja przegapiłam tę dyskusję. No trudno, zaczekam do następnej. Bo ten tydzień taki zwariowany był.
OdpowiedzUsuńMnie w nich najbardziej denerwuje nazwa. Powyżej wymienionych zostało przynajmniej kilka propozycji: losowanie, rozdawajka, wygrywajka, jeżeli są odpowiedzi do podania, to konkurs. Można się wykazać sporą kreatywnością zamiast tworzyć "kalki" :/
OdpowiedzUsuńA co do reszty, to właśnie napisałam dzisiaj o tym u siebie, nie wiem, jakim cudem przegapiłam Twoją wtorkową dyskusję! Jeszcze mi się to nie zdarzyło, a tu przez moje gapiostwo wyszedł dubel, bo przecież nie pisałabym dzisiaj o tym u siebie, gdybym wygadała się tutaj ;)
Prowincjonalna nauczycielko - ja po komentarzu jakiejś osoby na temat przepisów przeczytałam całą ustawę i doszłam do wniosku, że nas ona nie obowiązuje. Tak przynajmniej wynika z jej treści.
Książkowo,
OdpowiedzUsuńdzięki za informację:) Ale zmieniać już chyba nie będę:)
Ja mam po prostu konkurs :) - jeśli takowy w ogóle ogłaszam. I wystarczy... :)
OdpowiedzUsuńJa myślę ,że dla wielu konkurs = więcej wejść na bloga no i większa reklama . W sumie jednak nikt nas nie zmusza do "polubienia" bloga na facebooku ,czy do obserwowania bloga ,więc wszystko wynika z tego czy chcemy wziąć w nim udział :-]
OdpowiedzUsuń