Czytanie tej książki przypadkowo zbiegło się w czasie z spotkaniem podróżników i chociaż "Podróże małe i duże" nie jest książką czysto podróżniczą w kanon ciekawych sytuacji i miejsc wpisała się znakomicie. Trzeba przyznać, że ten duet potrafi podróżować i narobić często niezłego bałaganu.
Mann i Materna cofają się do dawnych podróży przywołując rejsy statkiem Batorym, cwane przekręty w czasach PRL-u, obiady serwowane przez sycylijską mafię, o cłach nałożonych na dywany i o psie, który osobiście sprawdził ich firmę remontową. Poprzez absurd, czasem ironię i sporą dawkę humoru autorzy opowiadają o wielkim świecie, który dla każdego stoi otworem.
Lektura tej książki przyniosła mi wiele pozytywnych zaskoczeń, niejednokrotnie uśmiechałam się pod nosem na sposoby polaków w radzeniu sobie za granicą. Trzeba przyznać, że z uśmiechem na twarzy duet ten stawiał czoła wszelkim przeciwnościom i jak na podróżników przystało, choć ich nie omijały, nie wpływały na ich chęć podróży. Podzielona na dwa głosy książka zgrabnie opowiada czasem wręcz absurdalne historie - choćby firma remontowa Manna i Materny, która kładąc podłogę u pewnego zleceniodawcy musiała również odklejać z podłogi psa, któremu najwidoczniej spodobała się funkcja czysto dekoracyjna.
"Podróże małe i duże" jest ciekawą relacją dwóch przyjaciół, którzy mieli okazję wiele odwiedzić i poznać wiele wspaniałych osób. Czytanie tej książki było przyjemnością, jednakże po takich zapowiedziach spodziewałam się czegoś więcej. Myślę, że zawarty w niej humor doskonale zrozumieją ci, którzy wychowali się na programie tych panów, a także, że dobrze odbiorą ją ci, co czasy PRL-u dobrze znają.
Wydawnictwo: Znak; język oryginału: polski; str. 208; ocena ogólna: 4/6; ocena wciągnięcia: 4/6
"Zastanawialiśmy się jak dwóch może napisać jedną książkę. Doszliśmy do wniosku, że nie jest to możliwe. Postanowiliśmy się rozdzielić i w tym celu pojechaliśmy obaj do Domu Pracy Twórczej w Radziejowicach. Zamieszkaliśmy w jednym pokoju. Najpierw z zainteresowaniem obserwowaliśmy młodzieżowy festyn w Radziejowicach, potem kupiliśmy litr wódki - to przecież nie jest cienka książka - i po dwóch godzinach pisaliśmy już bardzo szybko. Raz pisał jeden raz drugi."
Lektura tej książki przyniosła mi wiele pozytywnych zaskoczeń, niejednokrotnie uśmiechałam się pod nosem na sposoby polaków w radzeniu sobie za granicą. Trzeba przyznać, że z uśmiechem na twarzy duet ten stawiał czoła wszelkim przeciwnościom i jak na podróżników przystało, choć ich nie omijały, nie wpływały na ich chęć podróży. Podzielona na dwa głosy książka zgrabnie opowiada czasem wręcz absurdalne historie - choćby firma remontowa Manna i Materny, która kładąc podłogę u pewnego zleceniodawcy musiała również odklejać z podłogi psa, któremu najwidoczniej spodobała się funkcja czysto dekoracyjna.
"Podróże małe i duże" jest ciekawą relacją dwóch przyjaciół, którzy mieli okazję wiele odwiedzić i poznać wiele wspaniałych osób. Czytanie tej książki było przyjemnością, jednakże po takich zapowiedziach spodziewałam się czegoś więcej. Myślę, że zawarty w niej humor doskonale zrozumieją ci, którzy wychowali się na programie tych panów, a także, że dobrze odbiorą ją ci, co czasy PRL-u dobrze znają.
Książkę do recenzji otrzymałam od Księgarni Amazonka. Serdecznie dziękuję!
Wydawnictwo: Znak; język oryginału: polski; str. 208; ocena ogólna: 4/6; ocena wciągnięcia: 4/6
Może kiedyś, na razie nie mam na nią ochoty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Chętnie oddaję się lekturze tych książek o PRLu, które ukazują jego absurdy, więc zapewne i tę przeczytam :))
OdpowiedzUsuńFakt, w książce jest sporo absurdalnych sytuacji :) Panowie mają co wspominać. Przyjemnie się czytało, wyobrażając sobie charakterystyczny głos i ciepły uśmiech Pana Wojciecha. A sposób, w jaki autorzy opisali siebie nawzajem na początku książki... kwintesencja ich poczucia humoru :)
OdpowiedzUsuńNie zaprzeczam, że kiedyś przeczytam... :D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń