sobota, 3 marca 2012

Z Marquezem miałam już kilka podejść i jakoś nie mogłam się do niego przekonać. Usilnie próbowałam, po ciuchu licząc, że w końcu znajdę odpowiednią książkę dla siebie. W końcu "Nie wygłoszę tu mowy" utwierdziło mi w przekonaniu, że warto takiej książki szukać, bowiem autor ma wiele do powiedzenia. A ja chętnie go wysłucham.

"Nie wygłoszę tu mowy" padło z ust 17-letniego wtedy Marqueza, dla którego przemawianie jest jedną z ostatnich rzeczy, których by się podjął. Na przestrzeni lat widać jednak, że wielokrotnie zobowiązany do napisania przemówienia radzi sobie znakomicie, a jego wypowiedzi nieraz chwytają za serce. "Nie wygłoszę tu mowy" jest nie tylko zbiorem przemówień autora, jest również doskonałym świadectwem jego życia i przemyśleń na przestrzeni lat.

Niepozorna książka. Leciutka, cieniutka i z piękną okładką. Nie spodziewałam się, że część przemówień autora może dotknąć mnie samej. Nie spodziewałam się, że po tylu próbach polubienia tego autora tak łatwo mi pójdzie. Na początku była to dla mnie zwykła ciekawość po co taka książka powstała. Po pierwszych stronach była to już ciekawość, co będzie dalej. Bo chociaż to nie jest powieść, nie spodziewamy się akcji ani ciekawych bohaterów to jednak "Nie wygłoszę tu mowy" potrafi być nieraz bardziej prawdziwa od niektórych powieści. Każda przemowa niesie jaką historię, kawałek duszy Marqueza, przemyślenia, nutkę dowcipu i ten perfekcjonizm, z którym podobno podchodzi do książek. Poniżej cytuję mój ulubiony fragment z całej książki:

W 1981 roku UNICEF obliczył koszty programu rozwiązującego podstawowe kwestie życiowe pięciuset milionów najbiedniejszych dzieci na świecie. W skład programu weszły: podstawowa opieka medyczna, nauczanie na poziomie szkoły podstawowej, poprawa warunków sanitarnych, zaopatrzenie w wodę pitną i wyżywienie. Wszystko razem opiewało na bajeczną sumę 10 miliardów dolarów. Tymczasem jest to koszt zaledwie stu bombowców B-1B i niecałych siedmiu tysięcy pocisków manewrujących, w których produkcję rząd Stanów Zjednoczonych ma zainwestować 21,2 miliarda dolarów.
Jeśli chodzi o opiekę zdrowotną: za cenę dziesięciu lotniskowców o napędzie nuklearnym, Nimitz, z piętnastu, który wyprodukują S.Z. do 2000 roku, można wdrożyć program profilaktyczny, przez te najbliższe czternaście lat chroniący ponad miliard osób przed malarią i ratujący przed śmiercią - tylko w Afryce - ponad czternaście milionów dzieci.
Jeśli chodzi o problem żywności: w ubiegłym roku według szacunków FAO na całym świecie głód cierpiało pięćset siedemdziesiąt pięć milionów osób. Zapewnienie niezbędnego dziennego zapotrzebowania kalorycznego dla tych ludzi kosztowałoby mniej niż sto czterdzieści dziewięć rakiet MX z dwustu dwudziestu trzech, które zostaną rozmieszczone w Europie Zachodniej. Za cenę takich dwudziestu siedmiu pocisków można by zakupić sprzęt rolniczy, dzięki któremu kraje ubogie produkowałaby dla siebie żywność przez cztery lata. Nawiasem mówiąc, program ten kosztowałby mniej niż jedną dziewiątą budżetu przeznaczonego na potrzeby wojska w Związku Radzieckim w 1982 roku.
Jeśli chodzi o szkolnictwo: za cenę zaledwie dwóch atomowych okrętów podwodnych, z dwudziestu pięciu, które planuje wyprodukować obecny rząd S.Z., albo też podobnej liczby łodzi podwodnych Tajfun produkowanych w Związku Radzieckim, mógłby się wreszcie ziścić sen o likwidacji światowego analfabetyzmy. Co więcej, można by opłacić budowę szkół i wykształcenie nauczycieli potrzebnych w Trzecim Świecie dla zaspokojenie potrzeb edukacyjnych w najbliższych dziesięciu latach, sprzedając dwieście czterdzieści pięć pocisków Trident II,a jeszcze pozostałoby czterysta dziewiętnaście rakiet na taki sam rozwój edukacji przez następne piętnaście lat.
Na koniec można dodać, że anulowanie długu wszystkich państw Trzeciego Świata i doprowadzenie ich do stabilnej kondycji ekonomicznej przez dziesięć lat kosztowałoby nieco ponad jedną szóstą światowych wydatków wojskowych w tym samym przedziale czasu. (...) Teraz właśnie, w trakcie naszego śniadania, skonstruowano kolejną głowicę nuklearną. Jutro, kiedy się obudzimy, dziewięć kolejnych znajdzie swe miejsce w stajniach śmierci na półkuli możnych tego świata.
[Fragment przemowy Marqueza w Ixtapa-Zihuatanejo, Meksyku dnia 6 sierpnia 1986 podczas II Spotkania Grupy Sześciu]

Przytoczony fragment pokazuje, że przemowy zawarte w tej książce nie dotyczą tylko odbieranych nagród. Znajdziemy również mowy na temat przyjaciół pisarza, spraw Ameryki Łacińskiej, którym autor jest szczerze oddanych, jak i wiele wspomnień z życia Marqueza. Każda zawiera szczególne emocje, każda pokazuje odciśnięty bieg czasu na mówcy, każda wyjątkowa i niepowtarzalna. Choć na początku nie byłam do niej przekonana teraz zachęcam do niej każdego, kto lubi autora i chce spróbować jego talentu z innej strony. Książka będzie też doskonałym przygotowanie dla przyszłych mówców. Zwróci uwagę na dawne, choć nadal aktualne problemy. Zachęcam do lektury.

Książkę do recenzji otrzymałam od wydawnictwa Muza. Serdecznie dziękuję!


Książka czytana w ramach Projektu Nobliści

Wydawnictwo: Muza; język oryginału: hiszpański; str. 128; ocena ogólna: 5/6; ocena wciągnięcia: 4,5/6

3 skomentuj:

  1. Muszę kiedyś sięgnąć po jakąś Jego powieść. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, raczej nie dam się przekonać

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie przekonałaś, gdy po przeczytaniu książki pod tytułem "Sto lat samotności" i "Rzecz o mych smutnych dziwkach", pisarz jak mało który trafia w samo sedno.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz, nie zawsze dam radę na nie odpisać, lecz każdy z nich ma znaczenie.