piątek, 14 czerwca 2013

Wydawnictwo: Muza
Język oryginału: francuski
Stron: 104
Ocena ogólna: 4/6
Ocena wciągnięcia: 5/6

Początkowo obawiałam się wziąć tę książkę do recenzji. Chociaż pozornie malutka, ledwie zarysowana historia nic uczynić mi nie mogła to jednak jakoś podświadomie obawiałam się tego pierwszego spotkania z Amélie Nothomb. Autorka ma już swoją "markę", opinie o niej śledzę już od pewnego czasu i wiem, że jej powieści bywają frapujące, dziwaczne, często pozostawiają nutkę niedopowiedzenia. Koniec końców zdecydowałam się jednak na zrecenzowanie "Zabić ojca" i szczerze to mam mieszane uczucia.

Najnowsza powieść belgijskiej pisarki opowiada historię Joe Whip'a, który w wieku czternastu lat zostaje pozbawiony dachu nad głową. Młody bohater usuwa się w cień z powodu nowego partnera matki. Joe od zawsze wykazywał ogromne zdolności do iluzji, dlatego w wieku piętnastu lat zaczyna pobierać nauki u Normana Terrence’a. Wraz z nauką Norman i jego partnerka Cristina dają młodziakowi dom i poczucie przynależności. Joe zamierza jednak podążać odmienną ścieżka niż jego mentor, a to niestety oznacza kłopoty.

Nothomb porusza dość istotny problem braku autorytetu w życiu dziecka. Pod postacią króciutkiej powiastki stara się ukazać istotę problemu oraz skutki. Z jednej strony ogromne brawa za tak brawurową próbę, bo trzeba zaznaczyć, że umieszczenie trudnych problemów w tak krótkiej historyjce wyszło jej naprawdę świetnie, jednakże pozostaje nierozwiane "ale", bo tak naprawdę powieść kończy się, kiedy właściwie coś zaczyna się dziać.

Bohaterem miotają różne emocje. Z jednej strony stracił dach nad głową, ma poczucie, że do nikogo nie przynależy, że matka nigdy go nie chciała, nie ma w życiu autorytetu. Nagle w życiu pojawia się ktoś taki jak Norman i daje mu poczucie bezpieczeństwa, traktuje jak syna, dzieli się domem, posiłkiem i umiejętnościami. Jednak Joe ma inne zamiary i zaczyna podążać ścieżką oszustwa i obłudy. Pisarka zręcznie pokazuje, że cierpią nie tylko dzieci, które są nieuznawane przez swoich rodziców, ale też rodzice, których nie uznają dzieci. Jest w tym ta ambiwalentność moich odczuć, bo problemy i zmagania trudne, nie łatwe w opowiedzeniu, historia też ciekawa, jednak dla mnie to trochę za mało. Oczekiwałam czegoś więcej.

"Zabić ojca" to dopiero początek moich spotkań z Amélie Nothomb, mam nadzieję, że umiejętności pisarskie, które zaprezentowała w tej powieści, odsłonią się lepiej w następnych lekturach. Ta książka dostarczy sprzecznych uczuć. Jest łatwa w odbiorze, błyskawicznie się ją czyta, ale pozostawia niedosyt. Dla mnie książka dobra, pozostająca w pamięci tak doskonała iluzja na pewno na wielu wyrze wrażenie.

Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Muza. Serdecznie dziękuję!

17 skomentuj:

  1. Czytałam, a w zasadzie zaczęłam czytać "Kwas siarkowy" tej autorki, kupiłam tę książkę kilka lat temu i cały czas jestem w połowie (paranoja, bo ma ona tylko 144 strony). Chętnie jednak sięgnęłabym też po inną książkę tej pisarki.
    P.S. Widziałam na LC, że czytasz "Wejście w zbrodnię", jak Ci się podoba? Ja jestem urzeczona tą książką, fantastyczna powieść. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O "Kwasie siarkowym" chyba nie słyszałam. Za to "Wejść w zbrodnię" dopiero zaczynam. Mam nadzieję, że będzie lekko i przyjemnie, bo szczerze powiedziawszy "Marzenie celta" lekko mnie wymęczyło. Mimo, że książkę czytałam z przyjemnością to natłok tych okropności i niekończący się monolog dał mi się we znaki.
      A Ty co teraz czytasz? :)

      Usuń
    2. Ja się staram sięgać teraz po w miarę lekkie książki, bo po maturze nie zniosłabym niczego, nad czym musiałabym za dużo główkować. Muszę oczyścić umysł. :)
      A teraz zabieram się za czytanie książki "Krew, pot i łzy" C. Mori. Czytałam, że to taka mieszanka horroru, kryminału i thrillera, więc może być mrocznie. Tym bardziej, że opowiada o Kościele katolickim parającym się czarną magią - brzmi nieźle. :)

      Usuń
    3. P.S. Bardzo się cieszę, że wróciłaś na bloga! Ostatnio nawet wspominałam Cię w poście urodzinowym. :)

      Usuń
    4. Widzę, że matura dała Tobie w kość zupełnie tak jak mi :) Cieszę się, że etap licealny i maturalny mam za sobą. Pierwszy raz od dłuższego czasu czuję, że jestem wolna i mogę podążać własną drogą :)
      Faktycznie książka zapowiada się ciekawie, aż przyjże jej się na LC.

      PS. Specjalnie odszukałam Twoją notkę i aż mi się łezka w oku zakręciła. Naprawdę nie miałam pojęcia, że nasze rozmowy tyle dla Ciebie znaczyły. Cieszę się, że mogłam choć odrobinkę pomóc w tym, że teraz ma tak świetnego bloga :) Aż trudno mi uwierzyć, że dla kogoś mogłam być inspiracją. Dziękuję :)

      Usuń
    5. Ile ja się stresu najadłam! Było chyba gorzej, niż gdy zdawałam egzamin na prawo jazdy. :)

      Dodałaś mi odwagi, to przede wszystkim i za to dziękuję. Od początku Cię podziwiałam za prowadzenie tego bloga, gdy tylko się o nim dowiedziałam. :)

      Usuń
    6. Ja prawo jazdy nadal mam do zdania, a za chwilę kończy mi się ważność teorii. Jak pomyślę, że miałabym znów usiąść za kierownicą z egzaminatorem to oblewa mnie zimny pot i dochodzę do wniosku, że to nie ma sensu.

      Dziękuję! Nawet nie wiesz, jak miło jest to słyszeć! :)

      Usuń
    7. Mnie do prawa jazdy zagonili rodzice, głównie mama. Gdyby nie to, zapewne bym nie zdawała, w ogóle do tego nie podchodziła, bo boję się jeździć autem, nawet na miejscu pasażera, gdy nie miałam jeszcze prawka. A Ty powinnaś skorzystać, póki możesz, bo masz starą teorię i nie musisz się męczyć z nowymi przepisami. :) A co do egzaminatorów to ja miałam całkiem sympatycznych (dwóch, bo dwa razy zdawałam), tylko byli tacy, jakby z łaską pozwalali mi zdawać ten egzamin, ugh.

      Usuń
    8. Wiem, wiem. Przecież tak panikowałam, jak te przepisy się zmieniały i na ostatnią chwilę zdałam na starych zasadach, potem przyszła jazda i dostałam takie paniki za kółkiem, bo mnie woził po nieznanych dla mnie miejsca i zaczęłam popełniać błąd za błędem i na następnym egzamin się do dziś nie zapisałam. Najgorsze jest to, że ja właśnie lubię jeździć i to bardzo, ale przeraża mnie wizja ponownego wejścia do samochodu na egzaminie :(

      Usuń
    9. Eh, i wcale Ci się nie dziwię, bo ja, jak wchodziłam do auta z egzaminatorem to trzęsłam się jak galareta. Koszmarne uczucie, dobrze, że mam to już za zobą, bo za nic w świecie nie chciałabym tego ponownie przeżywać... tak samo jak ustnych matur. ;)

      Usuń
    10. Pozdrawiamy dukanie na maturze ustnej :D Angielski był porażką, chociaż próbna poszła mi dobrze, to na prawdziwej tak się zestresowałam, że w sumie mówiłam w kółko o tym samym. A na polskim miałam opóźnienie prawie godzinne, bo byłam pierwsza, nie było komputera, potem hasła do niego, a potem okazało się, że nie działa office. Pozdrawiam! :)

      Usuń
    11. O rany, to ja miałam dużo, dużo lepiej, żadnych problemów. Na angielskim też dukałam, generalnie to nie jestem "rozszerzona" z angielskiego, zaczęłam się go uczyć dopiero w gimnazjum, jednak tych 3 lat nie liczę, bo całkowicie je zmarnowałam. W 1 klasie LO oglądaliśmy Spartacusa na lekcjach i dopiero od 2 klasy porządnie się uczyłam. Ale zdałam na 83% i to mi pasuje. :) Przed polskim tak świrowałam, aż myślałam, że w końcu zemdleję! Wszystko poszło do przodu o ponad 30 minut, a w drugiej grupie 3 godziny do przodu, więc nieźle, nie mam pojęcia jak komisja się tak uwinęła. Ale mam to już za sobą i to jest najważniejsze. :)

      Usuń
    12. Mój angielski rozwinął się tak naprawdę dopiero pod koniec drugiej klasy liceum i to za sprawą dobrego kursu językowego, który kończę w sierpniu tego roku i zastanawiam się nad jego kontynuacją. Gdyby nie ten kurs to szczerze nie wiem jakbym sobie miała dać radę z mówieniem, skoro miałam w sobie taką blokadę. Na szczęście na dobre mi wyszło i mam 80%.
      A jak Ci poszedł polski? Jesteś zadowolona z wyniku, czy raczej nie za bardzo?

      Usuń
    13. Polski poszedł mi dobrze, miałam 90%, bo niestety poległam trochę na jednym pytaniu. W temacie miałam motyw innych światów w liteeraturze science fiction, omówić na wybranych przykładach. Super temat, naprawdę fantastycznie pisało mi się tą pracę i ją prezentowało, zero stresu przed komisją (przed wejściem do sali cała masa), ale kompletnie wyleciało mi z głowy, że mogą mi zadać pewne pytanie i niestety się z niego nie przygotowałam, a było ono oczywiste. No trudno, 90% to przecież bardzo dobrze. A jak Tobie poszło?

      Usuń
    14. Też miałam 90%. Wybrałam temat językowy - "Język blogów i jego specyfika". Wiem, że mogłam zrobić to lepiej, ale niestety zabrakło mi czasu, moja szkoła wymagała wszystkiego na miesiąc przed maturą, a tak naprawdę dopiero po zakończeniu liceum miałam czas, żeby się za to porządnie zabrać. Ale nie narzekam, wynik jest bardzo dobry, a temat bardzo mi bliski :)

      Usuń
  2. Od dawna planuję zapoznać się z twórczością tej pisarki. "Zabić ojca", pomimo swoich mankamentów, wydaje się naprawdę interesującą powieścią, przynajmniej w moim odczuciu. Na pewno sięgnę po nią, jeśli nadarzy się okazja ku temu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto może jednak rozpocząć od innego książki? Nie wiem, jaką miałabym Ci inną polecić, skoro ta jest moją pierwsza, ale może ktoś, kto już czytał trochę jej książek powinien wskazać taką naprawdę dobrze napisaną, co by na start się nie zrazić i chętnie do jej książek powracać?

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz, nie zawsze dam radę na nie odpisać, lecz każdy z nich ma znaczenie.